Uczestnicy 6.Praskiego Rajdu Pojazdów Zabytkowych zorganizowanego w ostatnią sobotę przez Automobilklub Polski, PSM Michałów i Stado Baranów przenieśli się w czasie do siermiężnego PRL-u. I to nie tylko za sprawą swoich samochodów, ale również zadań na trasie.
Aby uzyskać jak największą ilość punktów trzeba było odwiedzić 30 miejsc na całej prawobrzeżnej części Warszawy. Najbardziej punktowane były miejsca z żywymi ludźmi tkwiącymi jeszcze w czasach słusznie minionych. Uczestnicy rajdu przypomnieli sobie, ze nie było tak różowo, jak często się wspomina. Aby kupić towary ze zgniłego zachodu najpierw musieli wymienić 200 zł, które dostali na starcie, u cinkciarza w bramie. Wokół chodził cwaniaczek, który oferował odpowiedź na pytanie numer 20 za całą stówę z Ludwikiem Waryńskim. Na rajdowców czyhało także ORMO, którego funkcjonariusze sprawdzali wyposażenie auta. Oprócz tego trzeba było za łapówkę załatwić sprawę w urzędzie rajdowym, dogadać się w firmie polonijnej z Wietnamczykiem, a w urzędzie do spraw orientacji w terenie czekał na rajdowców niemiły pan, który odsyłał zawodników do innego punktu wraz z krótkim itinererem. No, chyba, że ktoś miał jeszcze do dyspozycji łapówkę, którą wcześniej dostał na starcie. Łatwo nie było, bo PRL nie należał do krajów przyjaznych społeczeństwu.
Imprezę wygrał Piotr Życzyński w Tatrze 603, drugie miejsce zdobył Tymon Grabowski w Volvo P1800, a trzecia pozycja przypadła Maciejowi Kossowskiemu jeżdżącemu Volvo 760.
fot. Marcin Wiśniewski / Automobilklub Polski