Organizatorzy Rajdu Dakar nie dają uczestnikom chwili wytchnienia. Po przeżyciach związanych z etapem maratońskim w Boliwii, we wtorek zawodnicy mieli do pokonania 450 km odcinka specjalnego z Iquique do Calamy. - Ten dziewiąty etap to był prawdziwy horror – mówił na mecie Krzysztof Hołowczyc, który nadal zajmuje 4. miejsce w „generalce”. Wiadomością dnia było jednak odzyskanie pozycji lidera przez Rafała Sonika, który na trasie zmagał się z potężnymi problemami technicznymi.
Organizatorzy zapowiadali, że po relatywnie krótkim paśmie wydm, trasa zrobi się wyboista, zerodowana przez wodę i dość wąska. To stanowiło oczywiście problem dla samochodów i ciężarówek, bo motocykle i quady wąwozy oraz wyschnięte koryta rzeczne pokonywały dość gładko. Jakub Przygoński przyjechał na dobrym, 18. miejscu, ale niestety otrzymał 40 minut kary za ominięcie waypointa i przesunął się na 27. pozycję. Tym samym, polski motocyklista zamiast awansować, spadł w „generalce” na 18. lokatę. Etap wygrał Helder Rodrigues przed Paulo Goncalvesem i Markiem Comą.
Z przygodami, ale na drugiej pozycji do mety dotarł Rafał Sonik. Ten wynik był prawdziwym wyczynem, biorąc pod uwagę fakt, że kapitanowi Poland National Team odkręcił się bak, a z powodu awarii elektryki nie działała przewijarka do roadbooka oraz pompa paliwowa. – Mogłem przejechać ten etap 40 minut szybciej, gdybym nie musiał co chwilę stawać i ręcznie przelewać benzyny z dolnego, do górnego zbiornika – mówił.
Pocieszeniem dla krakowianina jest fakt, że odzyskał prowadzenie w klasyfikacji rajdu. Ignacio Casale był na mecie 11 minut za Polakiem i teraz traci do niego 4 minuty w zestawieniu. Sytuacja zmienia się jak w kalejdoskopie, a walka pomiędzy tymi dwoma zawodnikami prawdopodobnie będzie trwała do ostatnich metrów rajdu.