Ostatni weekend maja zaznaczył się w pamięci miłośników zabytkowych motocykli dość szczególnie. Wszystko za sprawą olsztyńskiego klubu Rotor i organizowanej przezeń imprezy, której pośród weterańskiej społeczności reklamować nie trzeba. Mowa naturalnie o Rotor Rajdzie, wydarzeniu które od blisko pięciu dekad gromadzi pasjonatów leciwych dwu i trzy kołowych maszyn.
Jak tradycja nakazuje, podczas rzeczonego rajdu rozegrano pierwszą w tym sezonie rundę Mistrzostw Polski Pojazdów Zabytkowych w kategorii motocykli. Mogło by się wydawać, że przez tyle edycji wszystkie szlaki zostały już podczas rajdów przemierzone a wszelkie dukty naznaczone śladami opon i kroplami oleju ze starych silników. Nic bardziej mylnego. Osobiście mogę zaświadczyć, po ponad dwudziestu „zaliczonych” przeze mnie edycjach RR że olsztyniacy ciągle zaskakują a region jest tak bogaty w ciekawostki i nieodkryte szlaki że jeszcze na kolejne dziesięciolecia wystarczy.
Tym razem motywem przewodnim były bunkry giganty, czyli dawna kwatera dowództwa niemieckich wojsk lądowych z czasów minionej wojny światowej. Tam udaliśmy się startując z naszej pokojowej szczęśliwie kwatery z bardziej duchowo przyjaznego miejsca czyli ośrodka Nova Mazury położonego tuż przy słynnym klasztorze w Świętej Lipce. Jako że trasa rajdu, wraz z towarzyszącymi zmaganiom elementami czyli konkursami sprawnościowymi, testami z wiedzy historycznej, BRD czy pierwszej pomocy była zaplanowana bardzo profesjonalnie i mimo swej długości (blisko 160 km) pozwoliła na relaksującą podróż w przeszłość, bez niepotrzebnej gonitwy i nerwów. To pozwoliło nam zwiedzić dokładnie cały kompleks wspomnianego założenia. Można było, a nawet trzeba wdrapać się na największą w regionie wieżę widokową (38 m) z której (podobno) widok zapiera dech. Osobiście nie skorzystałem po pierwsze dlatego że wolę widzieć ziemię z wysokości 1,80 cm, a po drugie z szacunku dla pojazdu i innych uczestników. Zwyczajnie zapobiegawczo lepiej kontynuować jazdę w czystych gaciach. A co z tytułem relacji? A no właśnie w imponujących salach muzeum w Mamerkach otwarto miesiąc wcześniej wystawę poświęconą legendarnej komnacie wykonanej z bałtyckiego złota. Poza wiadomościami dotyczącymi tego cudu i opisami wszelkich spekulacji i hipotez dotyczących jego losów, zobaczyliśmy ten obiekt odtworzony w formie repliki i to w skali 1:1 ! Warto było! Mieliśmy także okazję zobaczyć tzw. pruski Wersal, czyli powalający swym rozmiarem pałac w Drogoszach, największą rezydencję w dawnych Prusach Wschodnich. Słowem, pod względem historycznym i krajoznawczym absolutna „bomba”. Do tego piękne, malownicze trasy, w tym okresie jeszcze puste i pozbawione turystycznego zgiełku. No i widziane z siodeł starych, ulubionych weteranów.
Kolejny dzień, już znacznie krótszy, równie ciekawy lecz bardziej rajdowy. Reszel i jego niepowtarzalny klimat starego małego miasteczka z górującym nań zamkiem biskupim. Konkurs elegancji pod budynkiem zabytkowego ratusza wypadł pysznie. Tu był czas na spokojną pokazową jazdę po której każdy, komu wrażeń trakcyjnych brakło mógł wziąć udział w próbie terenowej na pobliskim torze motocrossowym. Warte polecenia zjawisko, bowiem kto nie widział jak radzą sobie w takich warunkach terenowych kilkudziesięcioletnie jednoślady ten o dawnej motoryzacji wie mało.
Smutne jak zawsze jest to, że na kolejne wydarzenia inicjowane prze olsztyński Rotor przyjdzie czekać cały rok. Warto jednak uzbroić się w cierpliwość, rezerwować termin i szykować motocykl. R.R. to zawsze moc wrażeń, dobra atmosfera, piękne motocykle i cytując klasyka „okoliczności przyrody niepowtarzalne”. Co przygotuje ekipa Rotoru za rok? Z pewnością coś ciekawego. Tym czasem bunkrowo – bursztynowy rajd przeszedł do pięknej historii mazursko – warmińskich spotkań motocyklowych.
Tekst: Daniel Gągol.