W miniony, świąteczny weekend miałem zaszczyt gościć na kolejnej edycji spotkań weterańskich, które tradycyjnie rozgrywane są pośród uroczych zakątków pojezierza włodawsko-łęczyńskiego. Osobiście i zupełnie subiektywnie stwierdzam, że jest to impreza która na stałe została wpisana w mój kalendarz. Do tego miałem przyjemność pełnić na niej obowiązki obserwatora rajdu z ramienia GKPZ PZM.
To już bodaj 8 lub 9 edycja, na której bawię. Każda nieco inna, ale utrzymana w pewnej osobliwej i oryginalnej dla siebie konwencji, co skutkuje niby utartym, ale zawsze trochę zaskakującym scenariuszem.
Tym razem ogół trasy to blisko 300 km do przejechania, rozłożonych na dwa dni rajdowe. Niby dużo na pozór, ale dla koneserów jazdy jednośladem to i tak niewiele. Tym bardziej, że po drodze, zarówno pierwszego jak i drugiego dnia do zobaczenia było wiele historycznych osobliwości, dotyczących głównie wydarzeń związanych z naszą wojenną i okołowojenną historią. Pewne ciekawostki, dzięki organizatorom z Federacji Zmotoryzowanych były dostępne wyjątkowo tylko na czas imprezy, co dla uczestników było nie lada gratką. Stwierdzę, że duch dawnych, trudnych lat był tak obecny po etapach trasy, że owocował późniejszymi rozmowami i rozważaniami. Jazda przez takie miejsca rodzi ogromne refleksje i pobudza do rozmyślań. To ogromny plus. Poza tym, skoro drogi był szmat, organizatorzy poprowadzili rajd głównie szlakami utwardzonymi. Zapewniając naturalnie odpowiednią ilość strawy dla zdrożonych rajdowiczów i przy temperaturze powyżej 30 stopni dodatkowe ilości wody. To pozwoliło przetrwać trudne chwile na trasie.
Całą rundę, mimo kilku komplikacji z powodzeniem ukończyło ponad 100 uczestników. Komplikacji, bo jak ogólnie wiadomo, wysoka temperatura nie jest sprzymierzeńcem dawnych silników. W każdym razie nawet drobne awarie nie spowodowały niezadowolenia. Finalnie wszyscy odebrali to weterańskie spotkanie pozytywnie. Deklaracji powrotu za rok było bez liku. Podczas kolacji wieńczącej Bal Komandorski, na której nie zabrakło tradycyjnego pieczonego prosięcia dało się słyszeć same pozytywy.
Tak trzymać. Głęboko wierzę wraz z uczestnikami, że Federacja Zmotoryzowanych nie odpuści i utrzyma taki tor Motozłazu. Ciekawie, miło i w sam raz dla jednośladowych zapaleńców. Sumując w skrócie. Miejsce – bomba, atmosfera – przednia, pomysłowość niebanalna, obsługa profesjonalna. Już czekam na kolejną edycję.
Tekst: Daniel Gągol