W miniony weekend drogi i bezdroża okolic Mińska Mazowieckiego rozbrzmiały głosem silników leciwych jednośladów. Wszystko to za sprawą Klubu Dawnych Motocykli „Magnet”, który zorganizował 26. już Mazowiecki Rajd Weteranów Szos, będący drugą w tym sezonie rundą motocyklową MPPZ.
Pogoda dopisała wyśmienicie, zatem w szranki ruszyło kilkadziesiąt motocykli rozmaitych producentów. Co ciekawe i godne odnotowania wśród nich było kilka naszych rodzimych Sokołów w wersjach 600 i 1000 oraz tegoroczna perła rajdu – MOJ 130. Egzemplarz niedawno odrestaurowany i co najważniejsze gotowy do startów w rajdach, zatem jedyny chyba tak oryginalny i jeżdżący aktualnie motocykl przedwojennego katowickiego wytwórcy. Co prawda, ostatni etap przebył do mety z pomocą sił mięśni swojego właściciela, ale nie ma się co dziwić. Kilka dni wcześniej uruchomiony boryka się po prostu z tak zwanymi chorobami wieku dziecięcego.
Poza tym masa innych marek motocyklowych, które wymienić trudno. Słowem niemal wszystko co od końca lat dwudziestych XX wieku poruszało się drogami Europy. Te pierwsze z racji słabych lub wcale niemontowanych filtrów powietrza miały utrudnione zadanie, bowiem jak sugeruje tytuł relacji spora część trasy biegła ginącymi w naszych czasach bezdrożami. To trio, czyli pędzący motocykl w połączeniu z piaszczystym podłożem i blisko 30 stopniowym upałem musi produkować niezliczone tumany kurzu. Mimo to tylko jednostki nie podołały trudom. Po około 100 kilometrach, zmęczeni, ale zadowoleni zawodnicy stawili się na mecie. Już w przyjemnym wieczornym chłodzie, na dziedzińcu mińskiego pałacu rozegrano konkurs elegancji, by po trudach rajdu zwieńczyć imprezę tradycyjnym Balem Komandorskim. Ten nie mógł odbyć się gdzie indziej, jak tylko w salach wspomnianego pałacu. Trwał prawie do świtu, więc chyba kurz i temperatura nie pozbawiła witalności rajdowiczów.
Do zobaczenia za rok!
Galeria zdjęć.
Tekst: Daniel Gągol