Polskie Zachwyty Motocyklowe jadą do Szydłowca.-  zobaczyć i usłyszeć tradycję.

 

Tym razem decydujemy się przetestować stan mazowieckich dróg szybkiego ruchu i jedziemy popularną „Siódemką”. Nie zawsze mamy czas i ochotę na to, aby błądzić i odkrywać boczne drogi. Nieraz chcemy po postu zobaczyć coś ciekawego i więcej czasu poświęcić na zwiedzanie niż na dojazd. Dlatego przed każda mazowiecką (i nie tylko) podróżą należy ustalić priorytety.  U nas, tym razem priorytety ustaliliśmy jednogłośnie – boczne drogi zostawiamy na kiedy indziej i szybko jedziemy do celu zobaczyć czym tym razem zaskoczy nas Mazowsze.

Szydłowiec leży na południu województwa mazowieckiego i koniecznie trzeba wpisać go na listę celów podróży jednodniowych wycieczek. 8 km przed Szydłowcem pierwsza atrakcja – Tor Wyścigowy Jastrząb. Czarna nitka toru i widok wchodzących w zakręty samochodów, powoduje mocniejszy uścisk na manetce gazu. Ale zwalniamy i wjeżdżamy do miasta. Mijamy późno renesansowy budynek ratusza, niską zabudowę miasteczka i jesteśmy na miejscu. Parking wypełniamy motocyklami, przechodzi przez most i wchodzimy na teren szydłowieckiego zamku, jednej z najpiękniejszych wczesnorenesansowych rezydencji magnackich, siedziby Muzeum Ludowych Instrumentów Muzycznych. Zamek położony jest na sztucznie usypanej wyspie, otoczonej fosą i pięknym ogrodem. Oprócz walorów architektonicznych bez wątpienia jest to miejsce bardzo piękne i romantyczne. Zbudowany w latach 1470-1526 przez rodzinę Szydłowieckich, przez lata był rozbudowywany i upiększany a kolejni właściciele zmieniali jego przeznaczenie. Od wielu lat, tę piękną budowlę wypełniają dźwięki muzyki. I właśnie dla nich warto tu przyjechać. Jednak po dwóch godzinach sennej jazdy, jedynym dźwiękiem, który słyszeliśmy było słowo kawa i trudno było się otworzyć na dźwięki bardziej ambitne. Zamknięta przed południem pałacowa kawiarnia, wywołała zwątpienie i nagły spadek energii wśród uśpionych drogą motocyklistów. Pan przewodnik nie miał łatwego zadania – obudzić dwudziestoosobową grupa śniętych podróżników. Ale gdy tylko zaczął swoją opowieść o muzyce, o kawie zapomnieliśmy. Pasja i miłość do tego co się robi ma największą moc. A ta, również nam się udzieliła.

Przekraczając progi muzeum, zwiedzający wchodzi do Sieni Radziwiłłów, gdzie znajduje się 8 stanowisk z instrumentami wchodzącymi w składy kapel ludowych z najważniejszych polskich regionów etnograficznych. Kiedy znaleźliśmy swoje stanowisko na kaski i kurtki motocyklowe, ruszyliśmy w muzyczną podróż po regionach m.in. Beskidzie Śląskim, Podhalu, Wielkopolsce. Z jedną kapelą jesteśmy na ślubie a z zupełnie inną na weselu. Dowiadujemy się jak wygląda kozioł biały, jak czarny i w jakich okolicznościach porywają do tańca.  Nikt z nas nie jest muzykologiem, ale te ciekawostki wydają się naprawdę niezwykłe. Niesamowity efekt daje umieszczeni eksponatów na tle archiwalnych zdjęć i grafik. Dzięki temu wyobraźnia łatwiej przenosi się w czasie. Pierwszą salę -  komnatę Radziwiłłów poświęcono bębnom, harmoniom  i skrzypcom. Ten podział znamy wszyscy.  Po chwili wiemy już znacznie więcej: czym są burczybasy, mazanki, złóbcoki i jak wygląda suka biłgorajska i diabelskie skrzypce. W drugiej zgromadzono m.in.  klekotki, terkotki , trajkotki, piskawki z żyta, gwizdki z ptasich piór - niezwykłe przykłady ludzkiej kreatywności, umiejętności tworzenia i wykorzystywania tego co w naturze.  Na koniec zwiedzania sami chwyciliśmy za instrumenty i niesieni fantazją zagraliśmy piękny koncert. Nie zwracaliśmy uwagi na brak słuchu, talentu i umiejętności muzycznych.  Po prostu dobrze się bawiliśmy. A to chyba najlepsza rekomendacja dla muzeum. W Muzeum Instrumentów Ludowych w Szydłowcu można nie tylko zobaczyć i usłyszeć tradycję. Ale można jej dotknąć. Muzeum posiada w swoich zbiorach ponad 3 tys, eksponatów. Oprócz samych dobrych wspomnień związanych z tym miejscem pozostaje niedosyt że udostępniona jest tylko niewielka ich część. Mamy nadzieję, że kiedy kolejny raz zawitamy do Szydłowca, zobaczymy i usłyszymy jeszcze więcej.

W rytmie ludowej muzyki do której dołączyła muzyka motocyklowych silników pojechaliśmy dalej. I znowu Tor Jastrząb mrugał do nas porozumiewawczo, ale niewzruszeni jechaliśmy dalej - do Muzeum Wsi Radomskiej.   To była druga wizyta Zachwytów w skansenie. Poprzednia, w Muzeum Wsi Mazowieckiej w Sierpcu , miała miejsce niecały miesiąc temu. Zastanawiałam się, czy dwie wizyty, jedna po drugiej, to nie za dużo.  Czy te skanseny tak bardzo różnią się między sobą, żeby wzbudziły ciekawość i zainteresowanie przeciętnego człowieka? Tak, bałam się że możemy się nudzić. Oczywiście nie miałam racji! Termin  na zwiedzanie wybraliśmy nie przypadkowo. Tego  dnia odbywały się słynne Potańcówki pod Dębem. Drewniany parkiet na świeżym powietrzu, ludowa kapela i tańce. Potańcówki to tradycja i bardzo chciałam aby Zachwyty, motocyklowym butem sobie w drewniany parkiet tupnęły.  Zanim my tupnęliśmy w parkiet,  z humorem tupnął na nas nasz przewodnik – Tomasz Czubak.  I już wiedzieliśmy, że lepiej nie mogliśmy trafić.  Pan Tomek zabrał nas w podróż, którą zaczęliśmy …na sianie. Każdy z nas pamiętał jak kiedyś na siano skakało się na wakacjach na wsi. Teraz coraz częściej to możliwe tylko w muzeum. Skansen powstał w 1976 roku.  Obecnie zajmuje obszar o powierzchni 32,5 ha, na którym zestawiono 80 obiektów dawnego budownictwa wiejskiego : chałupy, dwory, kościół, budynki gospodarcze, kuźnie, wiatraki i młyny wodne. Ciekawym miejscem jest wystawa czasowa „ W małomiasteczkowej aptece”.  Przekraczając próg zabytkowej apteki, przenosimy się w czasie do przełomu XIX i XX wieku. Możemy obudzić  aptekarza dzwonkiem, którym w czasie nocnych dyżurów próbowali wybudzić go pacjenci, na własne oczy zobaczyć czym mierzona była aptekarska  dokładność. Pełnoletni uczestnicy Zachwytów ożywili się na widok …etykiet win leczniczych.  Odnieśliśmy wrażenie, że wino Chinowe z żelazem, wino Conduranga czy wino Pepsydowe, polecane jako „Nieoceniony środek przy upośledzonym trawieniu” od samego czytania etykiet miały na nas znakomite działanie. Dzięki wystawie mogliśmy również zobaczyć opakowania po lekach i kosmetykach z lat 20. I 30 XX wieku.  Ciekawość najmłodszego uczestnika Zachwytów, otworzyła przed nami bramę drewnianego budynku Ochotniczej Straży Pożarnej. Zaczęliśmy od wozów pożarniczych, a skończyliśmy, zgodnie z polską tradycją przy stole biesiadnym, suto zastawionym do imprezy w remizie.  Ale na nas czekał przecież parkiet „Potańcówki pod Dębem”. Dźwięki muzyki dobiegały z daleka. Kiedy podeszliśmy bliżej zobaczyliśmy tańczące pary. Piękny widok uśmiechniętych, wesołych, dobrze bawiących się ludzi. Każda z Pań była dzisiaj królową parkietu I wtedy Zachwyty usiadły. Ze zmęczenia. Byliśmy w wiejskich chałupach i zagrodach, byliśmy w dworku, w młynie i muzealnym kościele. Byliśmy prawie wszędzie i kiedy w końcu dotarliśmy na tańce, okazało się że nie mamy na nie siły. Ale zakręciło nam się w głowach od samego patrzenia. To był bardzo długi dzień, pełen muzyki i wielu wrażeń. Mazowsze po raz kolejny sprawiło nam ogromną niespodziankę. 

Współorganizatorem wyjazdów jest Samorząd Województwa Mazowieckiego. Partnerem projektu jest Polski Związek Motorowy, parterem sprzętowym Yamaha Motor.

Słowa kluczowe: 
Źródło newsa: 
Źródło zdjęcia: